Swojego czasu Marc Prensky podzielił użytkowników na cyfrowych tubylców i imigrantów, czyli tych, którzy urodzili się podczas lub po cyfrowej ekspansji – w erze komputerów, smartfonów i tabletów (umownie roczniki ’80 w górę) oraz osób, których świat w pewnym momencie zmienił się z analogowego na cyfrowy. Kilka lat później zrezygnował z tego sztucznego podziału, ponieważ zauważono, że niezależnie od metryki, niektóre osoby świetnie poruszają się w cyfrowym świecie, a niektóre – nie.
Urodziłam się w roku ’90 i choć w Polsce komputery nie były jeszcze na tyle rozpowszechnione, mogę śmiało powiedzieć, że od małego byłam otoczona technologią. Mój tata – z zawodu elektronik, automatyk, informatyk – miał początkowo swój warsztat w kuchni, gdzie chętnie przebywałam i testowałam różne urządzenia, które przynosił. Bardzo szybko z bratem mogliśmy grać w różnorodne gry komputerowe, mieliśmy w domu internet. W podstawówce umiałam podłączać komputer, bezwzrokowo pisałam na klawiaturze. Zawsze nudziły mnie lekcje informatyki. W liceum chciałam iść w ślady taty – i nawet zaczęłam studia informatyczne, ale jednocześnie ciągnęła mnie polonistyka, książki, rozmowy… niecyfrowy świat. Wtedy mi się tak wydawało.
Od siedmiu lat zajmuję się zawodowo i naukowo nowymi technologiami w edukacji. Jest to połączenie mojej pasji uczenia z pasją komputerową, która mimo wieku nie mija. Lubię uczyć się, poznawać nowe rozwiązania, interesuję się programowaniem. Chętnie włączam to do mojej pracy polonisty i mogę szczerze powiedzieć – nigdy nie zamieniłabym się ze szkolnym informatykiem.
Szybko zorientowałam się, że komputerowy świat starzeje się w niebywałym tempie. Praca z TIK wymaga nieustannej nauki, ciekawości, zbierania inspiracji. Poniżej przedstawiam te rozwiązania, które pozwalają mi doszkalać się, a jednocześnie uniknąć poczucia „przeładowania” i chaosu w nowinkach cyfrowych.
Obecnie jest bardzo wiele źródeł wiedzy o narzędziach cyfrowych. Podstawowym jest oczywiście internet, a tu – blogi, strony na Facebooku, portale internetowe i inne. Warto wybrać te, które wydają nam się najciekawsze, proponują rozwiązania dopasowane do naszej pracy. Gdy pisałam doktorat, regularnie śledziłam blogi Asi Krzemińskiej (
Zakręcony belfer), Marleny Kowalskiej (
Widziane oczami nauczyciela…), Agnieszki Zielińskiej (
Moje podróże literackie) i Karoliny Jędrych (
Lekcje polskiego). Ponadto, uczestniczyłam aktywnie w działalności grup na Facebooku, gdzie swoje prace udostępniały Katarzyna Polak i Sylwia Oszczyk. Zebrałam wtedy bazę – według mnie – ciekawych narzędzi i stworzyłam z nich Narzędziownik polonistyczny. Gdy zaczęłam „tylko” pracować w szkole po obronie doktoratu, moja edukacja TIKowa nie zanikła, ale nie ukrywam – nie jest już tak intensywna. Może dlatego, że wiele rzeczy tworzę sobie sama.
W kompletowaniu własnego narzędziownika warto stosować się do kilku zasad.
1. Zrób kwerendę i zastanów się, jakie źródła są dla Ciebie interesujące.
Tak jak pisałam – jest tyle różnych grup, blogów, gazet, książek, że zabrakłoby nam doby, by to wszystko ogarnąć. Jeśli chodzi o blogi – śledzę dalej poczynania Asi Krzemińskiej i Marleny Kowalskiej. Z większych – czasem spojrzę do Superbelfrów. Na bieżąco śledzę grupy Facebookowe – Nauczyciele języka polskiego, Nowoczesne lekcje, ocenianiekształtujące i Digitalni. I to tyle i aż tyle – bo i tak z tych źródeł można wyłuskać bardzo dużo narzędzi. Jeśli brakuje mi jakiegoś narzędzia, to szukam na własną rękę w internecie i często znajduję je na obcojęzycznych forach lub stronach. Dużo także daje przejrzenie Pinteresta raz na jakiś czas.
2. Znajdź swój sposób katalogowania narzędzi.
Łatwiej znajdziesz jakiś pomysł, jeśli będziesz wiedział/wiedziała, gdzie szukać. Ja gromadzę swoje narzędzia na stronie, a roboczo – w
Padlecie. Fajnym rozwiązaniem jest także
Google Keep, w którym podobnie jak w Padlecie zbiera się linki w formie kafelków. Można też zapisywać strony, artykuły po prostu w ulubionych, ale niestety – u mnie szybko robi się tam bałagan.
3. Zapisuj nie tylko narzędzia, ale także pomysły.
Do zrobienia ciekawej lekcji często nie potrzeba wymyślnych narzędzi, a tylko pomysł. Dlatego mam swój notatnik, gdzie regularnie zapisuję inspiracje, które wpadły mi do głowy po obejrzeniu czegoś lub lekturze artykułu na bloga. Przed swoją lekcję po prostu patrzę w zeszyt, dobieram narzędzia – i zajęcia niemal robią się same.
4. Korzystaj nie tylko z blogów edukacyjnych
Bardzo dużo rozwiązań na temat organizacji, planowania, ciekawych narzędzi do nauki można znaleźć na stronach i blogach niezwiązanych bezpośrednio z edukacją. Na Facebooku pilnuję się, by „lubić” tylko te strony, które mogą mi przynieść realny rozwój, które udostępniają ciekawe treści pomagające mi w pracy. Są to często strony techniczne, filmowe, o planowaniu. Wybierz tak swoją bazę, by także tablica Facebooka mogła przynieść coś wartościowego.
Na koniec ważne pytanie: dlaczego nie korzystam z kursów, szkoleń? Szczerze mówiąc, po kilku szkoleniach zauważyłam, że treści tam przekazywane są często nieaktualne, a ich koszt jest całkiem wysoki. Owszem, można trafić świetnie, ale są to wybrane osoby, miejsca, które są dobre zwłaszcza na początku drogi. Na późniejszym etapie więcej daje mi rozmowa, wspólne spotkanie z osobami praktykującymi TIK niż tradycyjne szkolenie. Dużo mi też daje rozmowa z moimi uczniami, którzy często sami przynoszą mi nowinki techniczne i pytają, czy już to znam. Chętnie wtedy korzystam z ich pomocy, bo nie dość, że są to narzędzia modne i łatwe w obsłudze, to także buduję relację z tymi, którzy często za polskim nie przepadają.
A wy jakie macie techniki uczenia się nowych technologii? Może znacie jakieś ciekawe źródła?